G 004 : ANNA ZARADNY - "MAUVE CYCLES"
premiera/release date: 23.10.2008

1. Mauve 1 25:32 [mp3]
2. Mauve 2 13:22 [mp3]

Recorded and composed by Anna Zaradny
Mastered by Robert Piotrowicz
Thanks: Macio Moretti, Marek Raczkowski, Robert Piotrowicz, Daniel Brożek, Wojciech Mszyca
Design by MM
Artwork by Anna Zaradny
Drawings by Marek Raczkowski


"Mauve Cycles" Anny Zaradny to wydawnictwo wyjątkowe.
Przede wszystkim to dopiero pierwsza w pełni solowa płyta artystki o bogatym i znaczącym dorobku, obejmującym muzykę improwizowaną, komponowaną dla teatru, współpracę z artystami wizualnymi i tworzenie instalacji dźwiękowych.
Co również znaczące, działalność kobiet na polu poszukującej muzyki współczesnej jest wciąż postrzegana jako niecodzienna (stąd obecność składanek typu "Women in Electronic Music" z 1977 roku czy wystaw w rodzaju "Her Noise" z 2005), w Polsce zaś jest zjawiskiem zupełnie marginalnym.

W muzyce Zaradny pierwsze, co przykuwa uwagę, to bogactwo barw i faktur dźwiękowych, hałaśliwych, drapieżnych, preparowanych, przetwarzanych elektronicznie. Zaskakująca jest tu niemalże barokowa ornamentyka. Motywy zmieniają się bardzo często, bogate są zarówno pierwszy, jak i pozostałe plany muzyczne. Ważna jest również produkcja płyty, zachowująca bogatą dynamikę nagrań, dzięki czemu odsłuch przy odpowiedniej głośności pozwala dostrzec kunsztowność niuansów brzmieniowych, którymi Anna nasyciła swoje kompozycje. Bogactwo aranżacyjne daje wrażenie orkiestrowego rozmachu, co nie dziwi w świetle klasycznego wykształcenia muzycznego Zaradny. Świadomość dźwiękowa, wskazująca na korzenie tkwiące w awangardzie sonorystyki lat 60. (Pauline Oliveros, David Tudor, Gordon Mumma), podparta doświadczeniem zdobytym przez lata współpracy ze światową czołówką sceny free-improv i sound artu (Tony Buck, Burkhard Stangl, Cor Fuhler, Zbigniew Karkowski) znajduje swój wyraz w dwóch częściach "Mauve Cycles".

Strukturalnie muzyka Anny zbudowana jest z przenikających się wzajemnie, zmiennych motywów brzmieniowych i rytmicznych, organizowanych w tytułowe cykle. Mimo, że poszczególnym z nich możemy przypisać określone kategorie (muzyka szumów, dron, field recordings, ekstremalna sonorystyka, oscylatorowa rytmika), to co rusz porządek jest burzony agresywnym akcentem spoza kontekstu.
Ów podskórny niepokój, zarówno w warstwie kompozycyjnej, jak i dźwiękowej, jest jednym z wyróżników tej płyty.

Kolejnym jest koncentracja na aspekcie kompozycyjnym, która odróżnia pomysły Anny od szeregu płyt nagranych w podobnej konwencji. Wielowarstwowość i przestrzenność brzmienia pozwalają myśleć o tej muzyce w kategoriach rzeźby dźwiękowej, niektóre faktury przywołują na myśl dzieła Harryego Bertoi, Christiny Kubisch czy Kaffe Matthews. Nagrania na "Mauve Cycles" wydają się korespondować z twórczością tych dwóch ostatnich pań, jak również Eliane Radigue czy Delii Debyshire, wpisując się w nurt kobiecych wypowiedzi w dziedzinie elektronicznej preparacji, o specyficznej wrażliwości i intuicji dźwiękowej.

Anna jest również autorką okładki, na której oprócz jej zdjęcia wnikliwy odbiorca znajdzie ujawnienie romantycznego oblicza Marka Raczkowskiego. Wszystko to składa się na osobistą wypowiedź Anny Zaradny. Jej ostatnie ujawnienia wydawnicze i koncertowe wskazywały na rosnącą wrażliwość w sferze sztuki dźwiękowej, a najnowsza płyta daje temu pełen wyraz, intrygujący i przewrotny, stanowiący kolejne ujawnienie kompozytorskiej serii oficyny Musica Genera.

Daniel Brożek


"Mauve Cycles" by Anny Zaradny is a significant release. It is the first solo CD by the artist with already considerable output, including improvised music, composing for theatres, collaborations with visual artists and sound installations. Also, the involvement of women in the contemporary experimental music still seems to be perceived as unusual (hence the compilation releases such as "Women in Electronic Music" from 1977 or "Her Noise" exhibition from 2005) and in Poland it is a marginal phenomena.

What immediately captures attention in Anna's music is the diversity of colour and texture: noisy, harsh, prepared, digitally manipulated. The unusual thing is the almost baroque ornamentation. The production of the recording, emphasising the dynamics of sound, reveals the remarkable abundance of textural detail, especially at high volume. The rich arrangements make one think of orchestral momentum, which is not surprising in the context of Zaradny's classical music education. Sensitivity rooted in the aesthetics of '60 sonoristic avant-garde (Pauline Oliveros, David Tudor, Gordon Mumma), combined with years of experience and collaborations with world's leading free-improv and sound artists (Tony Buck, Burkhard Stangl, Cor Fuhler, Zbigniew Karkowski) result in the two parts of "Mauve Cycles".

At structural level, Anna's music is built of interweaving, constantly evolving sound and rhythm blocks, organised into the title cycles. Even if the elements of this sound mosaic can be categorised (drone, field recordings, extreme sonoristics, oscillator rhythms), every now and then the order is shattered by violent, out of context sound intrusions. The feeling of constant unease, both at compositional and sound levels, is one thing that makes the record stand out. The other is the focus on compositional aspect of the music, which distinguishes Anna's ideas from many other records.

The multilayer, spatial nature of the recordings resemble sound sculptures of Harry Bertoia, Christina Kubisch or Kaffe Matthews. "Mauve Cycles" seems to correspond with the output of these artists, as well as Eliane Radigue's or Delia Debyshire's, contributing to women's voice in the field of electronic preparations.

Anna is also responsible for the cover design, including the surprisingly romantic contribution from famous Polish graphic artist Marek Raczkowski. Recent musical activities indicated Anna's growing sensibility in the field of sound art, and this latest recording is the full expression of her experiences. It is another gem in the compositional series of Musica Genera label.

Daniel Brozek



R E V I E W S


sonomu.net, 09.11.2010

Anna Zaradny is a Polish composer boasting a bulging practical and theoretical portfolio - she appeared on a "Women in Electronic Music" compilation as far back as 1977 - but this is her very first solo recording.

What immediately surprises about her computer music is its hard, metallic edge, especially considering the precious title of the album. On the other hand, turn to her website and you are confronted with a short video of Zaradny making pretty potted flowers scream. So instead of fluffy little clouds underlit by the setting sun, Zaradny proffers stainless steel machinery suffering from metal fatigue.

Sometimes jagged but never jarring, she achieves a keen balance between things going wrong and the peaceful bemusement in being responsible for it. This is a kind of maximalist minimalism - there is a lot compressed into each of the two pieces, and yet it is minimal and definitely not harsh or noisy. The longer "Mauve 1" goes on, the warmer it gets, with a deep, eccentric rhythm broadening its sound with a deep foundation. And although this foundation remains slightly unstable, it provides the listener with enough foothold to appreciate the meticulous layering of textures, all of which are distressed but which together mesh pleasingly. As Mauve 1 draws to an end, it sheds some of the extraneous distortion nibbing at its edges and takes on a reflective, almost Tibetan mood, vaguely reminiscent of the work of Eliane Radigue.

Compared to "Mauve 1", "Mauve 2" is a much more restained affair, a needling drone with rumblings ruffling its surface. A kind of postscript.

(-) Stephen Fruitman



Touching Extremes, 09.09.2009

In his comments on Mauve Cycles - first CD of Polish Anna Zaradny - Daniel Brozek points out that "the involvement of women in contemporary experimental music still seems to be perceived as unusual". Of course, talented girls such as Olivia Block, Natasha Barrett or Helena Gough will beg to differ in their respective ambits; Brozek himself quotes Delia Derbyshire, Christina Kubisch and Kaffe Matthews as somewhat contrary examples to the original thesis. There is life on the planet of intelligent female composers after all.

Zaradny has already collaborated with diverse kinds of artists, from improvisers Tony Buck, Burkhard Stangl and Cor Fuhler to celestially inhuman destroyers like Zbigniew Karkowski. The essential character of this album is one of stability, despite the continuous modification of the sonic matter: incessant pulsation, inconstant distortions and anaesthetizing sequences - always informed by a static type of bubbling-and-throbbing - constitute the large part of "Mauve 1", a piece that flows away before we realize about its true consistency, ending with extremely beautiful superimposed layers of angelic tones (which, I'm pretty sure, are NOT voices) eliciting an aura of harmonic and timbral uncertainty that leaves the listener baffled, to say the least.

"Mauve 2" approaches territories where shortwaves (not sure, indeed) and ultrasonic ghosts run free. Yet it takes a compositional frame of mind to channel those emissions so satisfactorily, thus obtaining a heavily droning, dynamically shifting mix, pitches more or less unaltered while the ebb and flow of the electronic mass behaves in agreement with our physical needs, my slow breathing causing a higher percentage of oxygen to enter the lungs. At circa 5'45", the scenario changes dramatically, a scarcely mobile moan acting as a background for acute frequencies inching in, both statically and rhythmically. It is probably the instant in which Zaradny achieves the climax of her intuition, and one can't help but remain transfixed in front of a message that digs deep in spite of a theoretical plainness. Quite simply, this is a moment of transcendence that only those who perceive a vibration in a certain way are able to attain. This woman surely belongs to the category.

A deceptively straightforward release worthy of cyclical revisiting, definitely deeper than the initial appearance. Add another name to the inhabitants of the above mentioned sphere.

(-) Massimo Ricci
W swoim komentarzu do Mauve Cycles - pierwszego CD Polki Anny Zaradny - Daniel Brożek wskazuje na fakt, że "zaangażowanie kobiet we współczesną muzykę eksperymentalną wciąż zdaje się być odbierane jako niecodzienne". Oczywiście, utalentowane dziewczyny jak Olivia Block, Natasha Barrett czy Helena Gough zaprzeczają temu twierdzeniu. Brożek sam wymienia inne przykłady: Delia Derbyshire, Christina Kubisch i Kaffe Matthews, przeczące pierwotnej tezie. Jednak istnieje życie na planecie kreatywnych kompozytorek!

Zaradny współpracowała wcześniej z różnego rodzaju artystami, począwszy od improwizatorów jak Tony Buck, Burkhard Stangl i Cor Fuhler do kosmicznie nieludzkich niszczycieli jak Zbigniew Karkowski. Zasadniczym elementem charakteryzującym jej pierwszy solowy album jest stabilność, pomimo nieustających zmian zachodzących w dźwiękowej materii. Ciągła pulsacja, nieprzewidywalne modyfikacje i porażające sekwencje - cały czas osadzone w solidnych podstawach stałego pulsu - konstytuują większą część "Mauve 1". Utwór odpływa, zanim w pełni zdamy sobie sprawę z jego prawdziwej spójności, kończąc się przepięknymi, nakładającymi się na siebie, warstwami anielskich tonów (które, jestem pewien, NIE są ludzkimi głosami), wywołującymi aurę harmonicznej i brzmieniowej niestabilności, pozostawiając słuchacza - by nie użyć mocniejszego słowa - zdumionego.

"Mauve 2" zbliża się do terytoriów, w których swobodnie mieszają się fale radiowe (w rzeczy samej - nie jestem pewien) i ultradźwiękowe widma. Zaradny zamyka je jednak w ramach kompozycyjnej formy tak zręcznie, że skutecznie ukierunkowuje te emisje, osiągając ciężki, dronowy, dynamicznie się zmieniający konglomerat. Względnie niezmiennym tonacjom towarzyszą fale przypływów i odpływów elektronicznych mas dźwięku, wpasowujące się w rytm naszych fizycznych potrzeb, niczym powolny i głęboki oddech doprowadzający do płuc więcej tlenu. Około 5'45", scenariusz ulega dramatycznej zmianie, gdy ledwie wyczuwalny jęk staje się tłem dla wdzierających się ostrych częstotliwości, zarówno statycznych jak i rytmicznych. To prawdopodobnie moment, w którym Zaradny osiąga kulminację i nie sposób nie dać się porwać przekazowi, który sięga tak głęboko, pomimo teoretycznej prostoty. Mówiąc wprost, jest to moment transcendencji, którą tylko nieliczni, odczuwający wibracje w specyficzny sposób, potrafią osiągnąć. Zaradny zdecydowanie należy do tej kategorii.

"Mauve Cycles" to pozornie tylko pozornie prosty album. Warto do niego cyklicznie powracać, gdyż bez wątpienia jest głębszy niż początkowo może się wydawać. Dodajcie kolejne nazwisko do wspomnianego wyżej grona.

(-) Massimo Ricci



The Wire, #304, June 2009

Although this is the first solo release by the Polish saxophonist, improvisor and composer, it suggests that she's already travelled a long road. Zaradny is a graduate of Poznan's prestigious Akademia Muzyczna who has graduated from a grounding in big band music, through a stint in a Noise rock group called StuckOnCeiling to an assured grasp of experimental electronics. Mauve Cycles consists of two lengthy pieces, both of which navigate a tremulous, occluded path between fluctuating white noise and nagging, insistent rhythm. The first piece starts out somewhere between a whisper and a scream - a succession of high - frequency moans arrive, each one sliding weightlessly into place over the last. Harmonics dance, nervously at first, before locking together to form confident pulses. Crystalline tones reveal a dept to the electroacoustic tradition, but the ovoid oscillations at the low end could have come from the Mika Vainio storehouse. Part two is more meditative, but just as diligently constructed - in all, Mauve Cycles reveals Zaradny as a confident, albeit astringent, voice.

(-) Chris Sharp




Brainwashed, 1 March 2009

While she has already built up an impressive discography in collaborations with other artists, this is her first solo CD. This wouldn't be apparent from listening, because there is a great deal of maturity in the composition and structure of the two tracks that make up this album. Alternatingly chaotic and rhythmic, there is a lot going on in this complex disc.

The longer first track opens with rattling digital bells that shift awkwardly in volume, which eventually gives way to reverbed ambient sound and high pitched tones that could probably shatter glass if played at a high enough volume. The dynamicism of this disc becomes clear, when these pristine and pure tones are supplanted by crunchy textures and mechanical ambience of a grimy, industrial variety. The patterns and abstract rhythms continue to develop as a looped piece of warm and fuzzy static punctuates the mix.

The machinery sounds become more varied and eventually lock into a song-like rhythmic structure, propelling the piece along before the sound transitions to low frequency sine waves, clicks, and electronic burps that once again build into a rhythmic structure, augmented with odd sounds and a complex, but rhythmic mix. Eventually the machinery elements fall away, leaving just repeated tones and clicking noises, finally fading out to minimal ambient tones.

The second track opens with bassy tones and some glitch style clicks and pops, along with some pronounced ringing tones. The piece is just as complex as the prior one, but the overall mix is somewhat less dense, allowing a bit more space between the varying elements. The most conventional sounds arrive in the form of arpeggiated synth elements that dominate for awhile, and eventually pull away to allow string-like electronic tones and chiming elements to be the focus before peeling away the layers and slowly fading out.

The fact that this manages to compile the standard dissonant electronic noises - but in such a way as to use them as building blocks into complex, dynamic structures - is what sets this apart from the glut of similar projects out there. It has a compositional complexity and maturity that many artists strive for, yet Zaradny has accomplished here on her first solo outing.

(-) Creaig Dunton




Machina, nr 3(36) marzec 2009

Jedyna na polskiej scenie dziewczyna, której twórczość koresponduje ze światową falą radykalnych artystek odnajdujących przestrzeń nieskrępowanej ekspresji w muzyce elektronicznej i improwizowanej (patrz recenzja Phantom Orchad w styczniowej Machinie). Zaradny skończyła Akademię Muzyczną, ale grywała z anarchopunkowym Włochatym. Związana ze szczecińskim festiwlaem Musica Genera i wytwórnią o tej samej nazwie, na laptopie i saksofonie improwizuje z asami wolnej muzyki. Przykładem kapitalna płyta "Lighton" nagrana wspólnie z Tonym Buckiem (The Necks) i Corem Fuhlerem. Tworzy też muzykę teatralną i kompozycje takie jak elektroniczne studium "Mauve Cycles". Inwencja brzmieniowa jest tu głównym atutem. Mroczna, podszyta transową dynamiką muzyka jest równocześnie subtelna i drapieżna, lotna i masywna, lekcję posttechnowego noise'u Zaradny łączy z kosmicznymi pulsacjami niczym z pionierskich, analogowych eksperymentów sprzed pół wieku. Hipnotyzująca podróż w nieznane dla wszystkich otwartych amatorów czystej elektroniki.

(-) Rafał Księżyk (Playboy)




Vital Weekly #663, 27.01.2009

In Poland women play a marginal role in experimental music, Musica Genera tells us. I never heard of Anna Zaradny, who was in 1977 already on a compilation called 'Women In Electronic Music'. She played with Burkhard Stangl, Cor Fuhler, Zbigniew Karkowski, but also composed music for theatres, sound installations and collaboration with visual artists. Yet she never made her own CD, which 'Mauve Cycles' now is. Her first solo CD. And I must say: what a great CD! Two pieces, 'Mauve 1' and 'Mauve 2', which are pieces of electronic music. Drone based, but loud, deep, and never noisy. Towards the end of 'Mauve 1' the material starts to modulate and vibrate, in a Pan Sonic like manner. Think Eliane Radigue but then just a little bit louder and more forcefully present and with more rhythm aspects to it. Highly minimal but with those slight variations at all the right moments that make this a damn fine release. I am not sure how the music was generated, but it wouldn't be a surprise if this was made on a bunch of analogue synthesizers (but I might be wrong). I was blown away, literary, but this one. Great, massive work.

(-) Franz de Ward




Art Papier nr 2(122), 15.01.2009

Zawartość debiutanckiej płyty Zaradny doskonale mieści się w kanonie "muzyki aktualnej" (termin zapożyczony od A.Z.). W dwóch odsłonach "Mauve" swe miejsce odnalazły minimalizm cyfrowego dronu i przepastność dubowej głębi, wyciszone niedomówienie onkyo i dobitność muzyki konkretnej, hałaśliwa abstrakcja szumu i dosadna bezpośredniość rytmu. Ażurowa przejrzystość formy nie koliduje z ogromem barw dźwięków i przepychem wielowarstwowej faktury nagrań, płynna zmiana motywów idzie w parze z mniejszymi lub większymi modyfikacjami tematów i struktur, ciągłe ich na nowo zestawianie w rozmaitych konfiguracjach sprawia, że kompozycje Zaradny budzić mogą skojarzenia z wielobarwną mozaiką utkaną z dźwięków. Każdą z dwóch części cyklu jasnofiołkowego (ta wersja spolszczenia tytułu odpowiada mi bardziej niż "liliowy" czy "fioletowy") porównałbym do elektroakustycznej mandali, w której chaos noise'u, niestabilność musique concrète, zamęt IDM przybierają harmonijną formę kompozycji sprawiając, że "Mauve Cycles" to dzieło skończone.Â

(-) Tadeusz Kosiek




Laif, nr 11-12 (62-63) grudzień 2008/styczeń 2009

Trochę trudno w to uwierzyć, ale to dopiero pierwsza w pełni solowa płyta Anny Zaradny. A przecież artystka od lat związana jest z międzynarodową sceną improwizowaną - występowała m.in. ze Zbigniewem Karkowskim, Johnem Butcherem, Otomo Yoshihide, nagrała album "Lighton" z Tonym Buckiem i Corem Fuhlerem. Komponuje do teatru, tworzy instalacje i współorganizuje festiwal MusicaGenera z Robertem Piotrowiczem, z którym też współpracuje.
"Mauve Cycles" to jej kolejny krok na obszarze elektronicznej kompozycji, który - obok improwizacji na saksofonie - przemierza w ostatnich latach. Dwa tracki zamieszczone na płycie, to utwory w pełni współczesne, pozbawione akademickich uprzedzeń. Zaradny operuje bogatym spektrum dźwięków we wszystkich odcieniach - od delikatnego szmeru i wtrąconych clicków przez minimalne drone'y i przenikliwe sinusoidy, po intensywny szum. A każdy z tych elementów składa się na wielowarstwowość utworów, różnorodność przewijających się motywów i aranżacji oraz ich wewnętrzną dynamikę. To płyta na światowym poziomie i nie ma na razie w Polsce drugiego twórcy, który - dzięki klasycznemu wykształceniu i ogromnemu doświadczeniu - tak sprawnie operował nowoczesnym językiem muzycznym. Album pokazuje, że liczy się nie tylko pomysł, ale i jego realizacja. W tym przypadku prawie mistrzowska.

(-) Jacek Skolimowski




Polityka, 24.12.2008
Anna Zaradny - to samo, ale inne

Niewiele jest w Polsce kobiet, które zajmują się poszukująca, alternatywną muzyką współczesną. A może tylko jedna, Anna Zaradny?
Dosyć przerażająca konstatacja, dlatego - mam nadzieję - mylna. Ale nawet jeśli to prawda, pochodząca ze Szczecina artystka w niczym nie ustępuje mężczyznom na tym gruncie. A czy muzyka zawarta na nowej, zresztą pierwszej solowej i pierwszej stricte elektronicznej, płycie Anny, jest kobieca? Trudno pokusić się o takiego typu uogólnienia na bazie tak nielicznych przypadków. Być może chodziłoby o szczególne wyczulenie na brzmienia, na plastyczność, wręcz trójwymiarowość rozgrywającej się na kilku wchodzących ze sobą w reakcje płaszczyznach muzyki. Być może, ale niekoniecznie.
Na pewno jest to język typowy dla Anny, a więc oryginalny. Bogaty w ornamenty, precyzyjny strukturalnie, ale zabrudzony, zakłócony przez burzące porządek drobiazgi. Płyta opiera się na cyklach kontekstów, a jednocześnie posiada kilka planów. Ich nachodzenie się oraz ingerencje nowych elementów raz po raz psują regularność. Po chwili system zasysa pomyłkę i cykl trwa nadal, zmienia się - ten sam, ale inny. Te draśnięcia oraz dramaturgiczne, rosnące napięcie tworzą niepokojący, tajemniczy nastrój. Czuć, że Anna pisała muzykę do sztuk teatralnych.
Płyty słucha się z podwyższoną uwagą. Bo warto.

(-) Joanna Wojdas




Skug, 17.12.2008

Für ihre erste Solo-CD hat sich die polnische Klangkünstlerin Anna Zaradny in ein Klangfeld begeben, das voll ist mit Drones, Schichten und sonstigen seltsamen Sounds. Nach ihrer Musikausbildung und dem Studium von Musikern wie Pauline Oliveros, David Tudor oder Gordon Mumma spielte sie u. a. mit Tony Buck oder Karkowski. Zwei paradoxe Linien lassen sich bei Zaradnys Musik ausmachen: Während sie einerseits sehr aufgeräumte und entschlackte Grundstrukturen anwendet, kommt die Ausarbeitung oft beinahe orchestral daher. Was den beiden "Mauve"-Stücken eine spannende Dynamik und Vielschichtigkeit verleiht. Stimmt schon, Frauen haben in diesem Feld der Musik einen schweren Stand. Würde diese CD bei einem amerikanischen Electronica-"Jungs"-Label rauskommen, würde sie wahrscheinlich ungleich mehr Beachtung finden. Wie auch immer: "Mauve Cycles" kann mich nicht überzeugen. Da gibt's schon so viel Anderes - und mindestens ebenso Gutes - dazu. Trotzdem eine sehr solide Arbeit.

(-) Heinrich Deisl




Dziennik, 05.12.2008

Fonograficzna perełka na raczkującej w Polsce scenie nowej muzyki elektronicznej. Rozbudowana dwuczęściowa kompozycja "Mauve Cycles" fascynuje bogactwem pozornie przezroczystych faktur oraz wymuskaną produkcją poszczególnych brzmień. Co istotne, Annie Zaradny udało się przełamać lodowaty, agresywy steerotyp postindustrialnej awangardy barwami w subtelniejszych, momentami wręcz pastelowych tonacjach oraz błyskotliwymi aluzjami do analogowej estetyki lat 60. Rozczarowuje tylko formalna strona "Mauve Cycles", powielająca niestety minimalistyczne schematy undergroundowej międzynarodówki. Nie tylko Zaradny pozostaje lepszą improwizatorką niż kompozytorką.

(-) Michał Mendyk




emd.pl, 01.12.2008
nowamuzyka.pl, 10.12.2008

Na tę płytę długo trzeba było czekać, ale wspaniały efekt udowadnia, że naprawdę mądrość zawiera się w przysłowiu, że lepiej późno niż wcale. Anna Zaradny w ogóle nie spieszy się z wypuszczaniem kolejnych produkcji, chyba ciągle wystarczy palców jednej ręki, aby policzyć jej dorobek płytowy. A na pewno jest to pierwsze albumowe ujawnienie jej działań kompozytorskich z użyciem laptopa.
Nie udało mi się usłyszeć w muzyce sugerowanej w tytule barwy, ale cykliczność już tak. Przez to krążenie, zapętlanie i kolistość płyta kojarzy mi się z "Noonbugs" Pure'a. Albumy łączy też poziom skomplikowania, czy raczej dbałości o detal i myślenie wieloma planami. "Mauve Cycles" jest jednak jaśniejsze niż płyta Pure'a, a Zaradny wykorzystuje zupełnie abstrakcyjne dźwięki, podczas gdy u Austriaka część odnosi się/sugeruje instrumenty akustyczne.
Na krążku znajdują się dwie kompozycje o długości 25 i 13 minut. Znaczną część obwodu pierwszej stanowi pojawiający się około 9 minuty rytm (nie bit), bo w zasadzie, choć stopniowo coraz bardziej rozmazywany, jest obecny do końca. Najbardziej przysadzisty w okolicach kwadransa, z całkiem ciężkimi dołami, a jego późniejsze przekształcenia przypominają nieco te charakterystyczne dla studiów eksperymentalnych i muzyki na taśmę z lat 60. W drugim średnicą jest ciągły dźwięk o powoli wzrastającej częstotliwości, która osiąga (po połowie) pułap nie bardzo wysoki, ale na tyle, żeby stać się elementem przewodnim. Jednak motyw ten choć elegancki nie jest gładki, wypolerowany - pojawiają się na nim rysy, pofałdowania, co jest zresztą pomysłem konstrukcyjnym tego albumu. Podział czasowy wyznaczony przez jakąś drobną składową może nałożyć się na inny, nawarstwić na nim, jakby wnikając i zmienić jej brzmienie. Pomyślcie o takich "kolistych" czynnościach, jak mieszanie cukru w herbacie lub ukręcanie ciasta: łączenie się elementów, włączanie, wcielanie.
Uważne podążanie za dźwiękami w celu wyśledzenia stałych "loopów" nie zda się na wiele, ogarnięta w jednym momencie regularność, w kolejnym wygląda zupełnie inaczej, zasilona niepozornym, marginalnym składnikiem, krążącym wokół niej. Jedyną stałą rzeczą jest zmiana.
Oraz to, że Musica Genera wydaje świetne płyty.

(-) Piotr Tkacz (3um)




Just Outside, 15.11.2008

Just as we've heard certain aesthetics from the 60s--like that of Fluxus--re-mined in recent years, so one occasionally hears echoes of the tape collage work from that period (Koenig, Raaijmakers) resurface in altered form. That's what hit me first on Zaradny's fine new release. Certain colors, those metallic, ringing tones, that immediately hearken back to a specific era, not to mention a vigorous, wavelike structure you normally don't hear in laminal eai (though interpolating sound elements you do). "Mauve 1" generates an enormous head of steam, richly colored and throbbing. It might overstay its welcome a tad (would've worked better as a 15-minute piece instead of 26) but it's a breathtaking ride. The second track, "Mauve 2", is more in a throbbing, minimalist vein, maybe think Radigue. It's OK, something of a relaxant after the earlier work. Worth hearing, certainly.

(-) Brian Olewnick